Kuriozalnie z szypułkami
W "Wenecji" otworzyli letnie ogrody,
muzyk zasiadł do pianina.
Czekałeś na mnie zawsze niecierpliwie
jak na pierwsze truskawki.
Roześmiana podawałam dojrzałe, a ty
zachłannie wpychałeś do ust z szypułkami,
jakbyś chciał nasycić się na wieczność.
Dzisiaj z zaciekawieniem wpatrujesz się w obraz,
a przecież oboje znamy tę parę.
Tylko chłopiec na płótnie jakby posiwiał.
Zamyślony popija wciąż letnią herbatę.
***
Verdigris
Kiedy przyjdzie wiosna, będziemy szli
alejką Królewskich Łazienek.
Obiecałeś mi spacer, weźmiemy orzechy
- pamiętasz to drzewo nad stawem.
Wczoraj podwiązałeś złamaną gałązkę
przerosło mnie, ciebie, nasze lata.
Hedera helix oplotła pień pamięcią
ukrywając oczekiwanie w zieleni.
Rudy wiewiórek harcuje z basią
- bierzesz mnie za rękę.
***
W kolorze ecru
Twoje imię smakuje jak
herbata pachnąca wanilią.
Tyle niewypowiedzianych słów
przepadło niepostrzeżenie
gdy usta milkły z nadmiaru
wilgotności zaplatanej pomiędzy.
Za szybą ćma.
Podglądała ukradkiem
jak zbierałeś cyrkonie
z kwiatów ecru
by potem
zmieścić w dłoniach
te dwie.
Lubisz nieduże.
W wieczność zmieniały się rozstania.
***
Spotkanie z Faustem
Mądrość jest nędznym ogryzkiem w sztuce życia
sztuka jest utrefioną kurtyzaną mądrości
i tylko życie,
nagie życie
warte jest prawdziwego grzechu
buntu,
szaleństwa
Leszek Żuliński Faust pisze do Petrarki
Spotkałam Fausta, stał w oknie książki, w wierszach
zamykał Małgorzatę, z nią pokusę i pragnienia.
To Małgorzata włożyła złoto w jego włosy.
Rozedrganym wnętrzem ud każdej z siwych nitek
nadała barwę młodości. Zjawiła się bez uprzedzenia
i została na rok, który cały mieścił się w jej pępku;
za małym, by unieść przyszłość i zbyt słodkim,
by nie wracał głodem pożądania. Faust nie próbował już
naprawiać siebie, każda z prób coraz bardziej
zbliżała go do piekieł nierealności. Patrzył w głąb
trzymając w ręku kosmyk włosów Małgorzaty
– ustawicznie wymykał się spod zapisanych kart.
Nie przemieni go w alchemiczny eliksir.
Schował pukiel w ostatni nienapisany wiersz
i wrócił do swojego królestwa,
ściskając w dłoni kamyk z sandała Małgorzaty.
***
Ulica dłoni
Oddałam ciebie, zostawiając na ulicy N
Ti voglio bene.
Chodziły po niej pocałunki
od numeru pierwszego strony nieparzystej – lewej,
do numeru dziesiątego strony parzystej – prawej.
Ti voglio bene – powtarzały – nie wyjeżdżam do Australii.
Spotkamy się, tam gdzie bywał Kisielewski,
wypijemy kawę, porozmawiamy o poezji.
Czy można odnaleźć się na rozdrożu,
gdy w tłumie przeznaczeń brakuje dróg.
Kiedy powracam na ulicę N,
małe przezroczyste kulki pokrywają chodniki.
Zawsze byłeś jej.
Tylko nocą Ti voglio bene ukrywa twarz Pierrota
Na ulicy N zapala latarnie.